19.3.13

Fourth fall - The social preasure - Part II - Being a beauty

    Coś mi się wydaje, że szybko z tego cyklu nie wyjdziemy...
Co prawda dzisiaj nie jest piątek, a wtorek, ale jako osoba cierpiąca na chroniczny brak czasu, proszę o wybaczenie...

   I think, that this cycle won't finish in a flesh... Erem, today is not Friday, but Teusday... And I'm so sorry, but as a person which suffers from chronic lack of time, a feel kind a justified.

   Po lewej standardowo moje kolejne wcielenie, tym razem 'hipster' autorstwa Emila <3

   At the left my another face, 'hipster' by Emil <3

             Wracając do naszego tematu... Wzorce propagowane przez media ->

             Backing to the topic... Beauty  standards promoted by the media ->
(zdj. fitola.blogspot.com)

         Tutaj przykład aniołków Victoria Secret, jakkolwiek paniom odmówić pięknego wyglądu nie można, to czy stawianie ich jako ideał kobiecego ciała jest dobry? Nie wiem, prawdopodobnie nie mnie to oceniać, sama chciałabym tak wyglądać...

           Here an example of Victoria's Secret angels, no doubt the ladies are beautiful, but isn't showing
them as the ideal of female body a little unfair? I wonder if I could juge it, probably not... couse I'd love to look like that.

          Następnie media nafaszerują nas wielką kolorowo-bezkształtną masą reportaży z różnych spotkań i o różnych ludziach, których MUSISZ ZNAĆ, BO PRZECIEŻ TO TWOI IDOLE! Tak proszę państwa, środowiska artystyczno-modowo-medialne mają to do siebie, że promują same siebie (w sensie na zasadzie kolesiostwa moda w mediach -> artyści na pokazach -> media produkują paszę dla społeczeństwa). Niejednokrotnie zdarza się tak, że człowiek nie ma bladego pojęcia kim jest osoba wypowiadająca się z pustym wyrazem twarzy i egzaltacją, ale niewątpliwie, to jest autorytet... 

    The media feed us with a great colorful-shapeless mass of reports from various meetings, different people that you need to know, because they're YOUR IDOLE! The artistic environment of fashionable-medial crowd love to promote themselves by themselves ( I mean the sense of the principle of being-a-pale [fashion shown in the media -> artists present at the shows -> media produce feed for the public]). And there is some odds that you don't even know person denouncing the blank expression on his face and exaltation, but undoubtedly, it is the authority ...

          W dzisiejszych czasach nawet reklamy bombardują nas kupą i to dosłownie. Najpierw pokażą Ci panienkę reklamującą specyfik na dobre trawienie, bo obżarła się jak świnia, potem suplement diety cud (który oczywiście będzie reklamować laseczka bez grama tłuszczu w ciele, ale jest gruba, więc niech żre medykamenty, ot co!), później facet w kwiecie wieku zdradzi Ci sekret mocnych włosów -> superhipergalaktyczny szampon do włosów, spójrz na niego! Jego włosy są gęste i brak siwizny (nawet jeśli owy delikwent ma lat 23)!  
Gdyby było Ci mało opiniotwórcza prasa typu Party albo Gala pokażą Ci sesję zdjęciową z Kate Moss, zachwycając się jej ciałem, parę stron dalej jej cudne zdjęcia nie będą już takie cudne, bo grafik zapomniał wyretuszować drugą nogę. Czasami zobaczysz też, że Naomi Campbell nie ma pach... no bo generalnie zdarza się przesadzić z fotoszoopem, np. wydłużając dziewczętom nogi o 30%, ale tylko od kolana w dół, więc efekt szczudeł łelkam tu...

 Nowadays, even a pile of ads bombard us with a poop, literally. First they'll show you young lady advertising the drug for good digestion, because she's been gorgering like a pig, then a miracle supplement (which of course will advertise chick without a gram of fat in the body, but it is thick, so let eats medications, that's what!), Then the guy in the prime of age would tell the secret of strong hair -> superhipershampoo, I mean, look at him! His hair is thick and no gray hair (even if he's mid age 23)!

          And if it's not much - opinion-forming newspapers like Party or Gala would show you a photo shoot with Kate Moss, marveling at her body, a few pages later, her wonderful photos will no longer be such a wonderful, because someone had forgotten to retouch images of the other leg... Sometimes you see that Naomi Campbell has no armpits ... no generally, it's soo normal, as normal as corection  for example, girls legs extending them up about 30%, but only from the knees to the down, so the effect of stilts welcome to ...
 (zdj. http://dignityzine.com)
 
          I w tym momencie rodzi się problem, bo jeśli większość ludzi tego nie zuważa, ba, twierdzi, że promowani idole to IDOLE, a ideał piękna jest jeden, rygorystycznie sprecyzowany przez dziewczyny dające się poniżać w TopModel (bo każdy pcha się na modela i ma parcie na szkoło <3 a jeśli masz zaparcie, to reklamy znajdą złoty środek!). Potem ludzie, którzy łudzą się że społeczeństwo od rana do wieczora futrowane jak gęsi na foie gras będzie myślało samodzielnie wypuszczą kilka spotów z zacnym hasłem 'Nie liczy się rozmiar, liczy się kształt' i żyjąc w swojej utopii skończy walkę z wiatrakami...

         And we realize that... Hello Huston we got a BIG problem! Cause if most people can't see such things like promoting IDOLS (who has nothing important to say nor talented and so...), artificial phots and it seems like ideal of beauty is one and only one, strictly specified by girls humiliated in Topmodel (because everyone is pushing in the model industry and want to be famous). Then the people who delude themselves that the public from dawn to dusk fur as geese on foie gras will think themselves, would release a few spots with the noble slogan 'No matter of size, matter of shape' and live in the utopia, thinking that the fight is over...

           Nie twierdzę, że bycie przesadnie otyłym jest dobre, bo nie jest. Sama przeżywam odwieczną walkę między moim widzimisię na tle azjatyckiego wyglądu, a moim wewnętrzym sprzeciwem, ale jakoś w mózgu mi się poprzestawiało i najchętniej nie jadłabym przez 3miesiące żeby wyglądać jak GaIn...   Tylko czasem zastanawiam się, co stało się z 'uniwersalnym' symbolem sexu jakim była Marylin.
Bo idąc tropem miary krawieckiej i bezlitosnej wagi, panna, która przy wzroście 160cm, ważąca 58kg, nosząca rozmiar 40 - dziś już nie mieści się w kanonie... i to dosłownie...

        I'm not saying that being obese is good too, because it is not. Sam experiencing the eternal struggle between my whim on the asianlook and my internal opposition, but somehow my brain had melted and I would be the first to suffer from starvation, only to look like GaIn... But sometimes I wonder what happened to the 'universal' sex symbol - Marilyn.

Following the footsteps of a measuring tape and merciless weight, this miss, with heith 160cm, weight 58kg, wearing a size 40 - today is not in the canon ...

 

13.3.13

Third fall - The social preasure - Part I - Being a beauty


  Witam ponowie na moim pastwisku - i to dosłownie, bo pastwię się tutaj nad sobą, ludźmi i światem! 
  Z dniem dzisiejszym rozpoczynam cykl pod nazwą 'Presja'. Dzisiaj jedynie krótki wstęp spowodowany deficytem czasu i moim brakiem umiejętności z zakresu języka francuskiego oraz Rewolucji Francuskiej...

   Presja piękna, temat nie tyle aktualny, co temat rzeka... Jak zdarzyło mi się wcześniej wspomnieć, ludzie dobierają się w pary, uwzględniając przy wyborze potencjalnego partnera jego atrakcyjność, ażeby każdy potomek z radosnego miotu był zdrów jak ryba i piękny jak... No właśnie? Jak?

  Tyle o ile poczucie piękna i estetyki jest rzeczą względną, to istnieją pewne zasady uniwersalne:
 - PROPORCJE -  jest to rzecz (chyba) oczywista, bo ludzie od zarania pasjonują się symetrią, a jej brak wprawia ich w niepokój. Chodzi tutaj głównie o zachowanie proporcji ciała - kobieta by być jak najbardziej płodną winna mieć szerokie ramiona, talię jak szminkę i szerokie biodra by dzieci wyskakiwały jak z procy! [w tym momencie ktoś mógłby chcieć protestować, ale wystarczy spojrzeć na (niejakie ekstremum) tak zwane 'rubensowskie kształty', a i tak owe proporcje odnajdziemy.
Jeśli o panów chodzi, ważne by byli wysocy, mieli duże dłonie, niskie głosy, figurę V-kę (szerokie ramiona, wąskie biodra) co miałoby sugerować hiperpłodność i buchający jak u buhaja testosteron (pozdrawiam Emila w tym miejscu <3)

Po za tym liczy się symetria twarzy, np. Chińczycy wybierają swoją Miss na podstawie ściśle oszacowanych kryteriów co do rozmieszczenia oczu w odległości od nosa, uszu, wysokości ust i ich szerokości, czy nawet 'długości' twarzy...
- MŁODOŚĆ - ta cecha od zawsze była synonimem siły, w dosłownym rozumieniu oznacza ona długi okres produkcyjny, więc 'młodość' zawsze będzie atrakcyjna (pomijam milczeniem sytuacje w których czterdziestolatka fascynują gimnazjalistki, ba nawet licealistki [dla mnie to jest obleśne, równie dobrze można odczuwać pociąg do rodzica...]).
- DUŻE OCZY - utożsamiane z siłą witalną, budzą ciepłe uczucia.

  Powiedzmy, że te trzy złote zasady są uniwersalne, oczywiście nie wykluczam pewnych wyjątków... W każdym razie, gusta ludzkie zmieniają się średnio co 7 lat, a duży wpływ na ich ukształtowanie ma np. sytuacja ekonomiczna danego państwa - udowodniono, że panie, których stopa życiowa poprawiła się/ jest stabilna/ prowadzą dostatnie życie, szukają partnerów 'ładnych', a nie męskich; natomiast odwrotnie rzecz się ma w krajach słabiej rozwiniętych i biednych, gdzie współczynnik zgonów przerasta urodzenia - wtedy kobiety podświadomie szukają partnera, którego geny pozwolą na 'wyhodowanie' silnej latorośli, która będzie w stanie przeżyć w trudnych warunkach. To na przykład tłumaczy niektóre nurty w modzie, bo przecież gdzie jest popyt jest i podaż...

  Uwzględniając to, że każdy z nas ma jakieś osobiste fetysze i preferencje, należałoby założyć, że każda potwora znajdzie amatora... Jednak massmedia, które niecnie kształtują nasze poglądy ZAWSZE w jakimś stopniu 'wyżrą' kawałek naszego widzimisię...

Tyle na dziś, tyle słowem wstępu, jest to pierwsza część cyklu, zarazem pierwsza część wpisu na temat presji piękna <3 Po resztę zapraszam w piątek, kiedy moje cudowne cztery litery, usadowiwszy się na zacnym krześle biurowym będą miały czas naskrobać coś bardziej składnego. DAMN YOU SCHOOL PROJECT!

Standardowo, piosenka dnia - Are you gonna be my girl?

                  The pressure of beauty - topic not as actual, rather extensive. 
How have I mentioned earlier, people split into pairs, choosing a potential partner by his/her attractiveness, it's all to have as strong children as a horse and pretty like... So, like what?



    So far as a sense of beauty and aesthetics, it is relative, then there are certain universal principles:

 - RATIO - a thing (I think) obvious, because people are passionate about since the dawn of symmetry, and it puts them in the absence of anxiety. It's mainly about the proportions of the body - a woman to be the most fertile should have broad shoulders, waist as thick as pin
and wide hips that children could jumped out like a shot! [at this point, someone might want to protest, but just look at (a certain extreme) so-called 'Rubens shapes', and yet we find these proportions either.]

 If we talk about men, it's important that they were tall, had large hands, low voices, V-like figure (broad shoulders, narrow hips), which would suggest being a he-man and bursting like a bull testosterone (Emil greet here <3) 
After comes - facial symmetry, such as the Chinese choose their Miss based on the basis of strict criteria as to the distribution of the distance from the eye to the nose, ears; mouth, and the amount of latitude, or even a 'length' of face...
- YOUTH - this feature has always been synonymous with power, in the literal meaning it means a long period of production, so the 'youth' will always be attractive (I pass over in silence the situations in which forty yearsold man is fascinated, by secoundary schoolgirls nay, even high school girls [for me it is creepy, you might as well feel train to parent ...]).
- BIG EYES - identified with the vital force, arouse warm feelings.

    Let's say that these three golden rules are universal, of course, does not rule out some exceptions ... In any case, human tastes change every 7 years, and a major impact on shaping their economic situation to such a state - has been shown that women whose standard of living has improved / stable / lead a prosperous life, looking for partners 'pretty' rather than manly, while the opposite applies to the less developed countries and the poor, where the death rate is beyond birth - when women subconsciously looking for a partner whose genes will help to 'breed' strong branches that will be able to survive in harsh conditions. This explains, for example, some trends in fashion, because it is where the demand and supply...

   Given that each of us has some sort of personal fetishes and preferences, one would assume that every UglyBetty would find her love...
However, the mass media could shape our views shabbily ALWAYS in some way 'bitting' a piece of our whim...


    That's all for today, as a word of introduction, this is the first part of the cycle, and the first part of notes about the beauty pressure <3 The rest would be here on Friday, when my wonderful butt, would be placed at honorable office chair and would have time to scrawl something more in this topic... DAMN YOU SCHOOL PROJECT!

11.3.13

Secound fall - 'I don't need a man' -> What the hell went wrong?!

   Kobieta - płeć piękna, słaba... W tym miejscu stereotypy i inne mądrości ludowe można by mnożyć.
 Oczywiście jest (była) to prawda, w dodatku niezaprzeczalna w okresie prehistorii, kiedy to mężczyzna jako głowa rodziny musiał polować i bronić domowego ogniska przed czyhającymi bestiami lub też podczas średniowiecznych wojen, czy jakże szlachetnych pojedynków w obronie cnoty wielebnej panienki!

   Na nieszczęście panów naukowcy dowiedli, że kobieta ma mózg! Nie dość że go ma, to działa on w identyczny sposób, co rzeczonych panów! Niesłychane to dziwy! A jeśli iść tym tropem, to oznacza, że (o zgrozo!) kobieta myśli, czuje i nawet wymaga! Coś podobnego... I któż by się spodziewał?

W ramach sprostowania owe wymiociny z żółci i frustracji nie mają nikogo urazić.

   Jednakże... Zastanówmy się nad tezą płci słabej (pięknej interpretować nie trzeba, wystarczy spojrzeć na 'jakże cudne' oblicze po lewej <3). Wiadomo kobieta nie jest tak silna jak mężczyzna, myślenie logiczne to też domena panów (co również jest udowodnione naukowo), ale do jasnej ciasnej! To w końcu kobieta musi radzić sobie ze stresem i ciągłymi wymaganiami mężów, ojców, synów, szefów, a w końcu całej reszty kobiet... Ciągłe dbanie o wygląd, smukłą sylwetkę, piękne dłonie, mocne włosy = PRESJA PIĘKNA, którą de facto wywierają panowie, bo niestety (albo i stety [o czym nieco później]) w pary dobieramy się na podstawie atrakcyjności i odmienności genetycznej (a ten kto powie, że atrakcyjność się nie liczy jest podłym łgarzem <3), co za tym idzie w naturze jest poszukiwanie odpowiedniego partnera do rozpłodu...
   Kobieta zajmuje się domem - sprząta, gotuje, wychowuje dzieci, podczas gdy jej wielebny małżonek spełnia się duchowo, odgniatając swym cudownym cielskiem kolejne malownicze doły w kanapie, sporadycznie rzucając poradami/uwagami dotyczącymi wykonanej przez małżonkę pracy... Przecież wstyd, że sama nie dostrzegasz tego kurzu na kominku!
    Kobieta pracuje! Tak Panowie, praca w domu to również praca i niejednokrotnie cięższa niż biurowa/czy fizyczna (pranie, zakupy, dzieci też sporo ważą, nie trzeba dygać tony pustaków!).
    Zaradna kobieta potrafi... Sorry, ale zaradna kobieta znajdzie kogoś, kto jej skręci szafkę, wbije gwoździa, czy wkręci żarówkę. Reszta pań nauczy się tego sama i też sobie radę da...
W dzisiejszych czasach celem pań nie jest setna sukienka od partnera (bo same mogą je sobie kupić...).

    Idąc tym tropem, kobieta mężczyzny nie potrzebuje! 
-Zachcianki spełni sama, kształci się i rozwija pasje, zakręci zawór, zaceruje dziurę, ugotuje obiad, odchowa dzieci, wysprząta mieszkanie, chuć sama też (od biedy) sama zaspokoi...
Tylko jakoś tak pusto i cicho...

    Panowie, nie marginalizując waszych zasług i zalet... Jesteście potrzebni, bo z wami jest źle, ale bez was nawet gorzej! Tutaj kończy się mój smutny wywód, który pewnie jest mało merytoryczny, ale w normalnych warunkach podobny wpis redagowałabym pewnie z tydzień i wklejała odnośniki, ale warunki normalne nie są, jeśli (o zgrozo) wymaga się ode mnie  wpisu codziennie. I tak szczytem mojej anarchii jest pisanie co drugi dzień! 
    W każdym razie, tutaj apeluję tylko o dozę zrozumienia i całus w czoło dla partnerki... Bo gdyby wszystkie kobiety były tak złośliwe, jak ja, to nasz gatunek by wyginął, bo jeszcze kobieta dziecka sama sobie spłodzić nie może! 
    
    Dlatego w trosce o nasz gatunek i na pohybel galopującym zasadom radykalnego feminizmu - ROZMNAŻAJCIE SIĘ!
-Byle nie za szybko!


Obowiązkowa piosenka na dziś ...Trudno mi się przyznać...

   Female - fair sex, weak... At this point, stereotypes and other folk wisdom could be multiplied...  Of course it is (was) the true! BUT during prehistoric times, when the man as head of the family had to hunt and defend hearth beasts lying in wait or during medieval wars, or how noble fights in defense of the virtues of Reverend ladies!

    Unfortunately for men, scientists have shown that a woman has a brain too! What's more, they say that it works in the same way as men's barins do! What a pity, what a shame! And if we would fallow that way, this means that (horror of horrors!) woman thinks, feels and even required! OH MY GOD!!!

 These vomit bile and frustration is not for hurting anyone! 


    However,... Let's consider the  weak gender argument (it's unnecessery to interpret 'beautiful', just look at the 'soooo wonderful' face on the left <3). Ladies are known to be not as strong as a man, and a logic is also domain of men (which is also scientifically proven), but holly satan! In the end SHE has to cope with stress and constant requirements of their husbands, fathers, sons, bosses, and eventually the rest of the women team...
   PRESSURE of being BEAUTIFUL, which in fact has been triggered by gentelmen
because unfortunately (or fortunately, and [as a bit later]), becouse in our nature is to get paired with the best potential partner to have strong offsprings! We select each other on the basis of attractiveness and genetic diversity (and the one who will tell you that attractiveness does not matter is a vile liar <3)!

   A woman runs the household - cleaning, cooking, raising children, while her husband meets Reverend spiritually, digging a bulk of his miraculous, picturesque holes in the couch, occasionally throwing advice / comments on the work done by the wife...What a shame that she can not see the dust on the fireplace!Woman works! Yes gentlemen, working at home is also a work and often heavier than at the office / or physical work (laundry, shopping, children - allweigh too much, and you don't have to carry tons of bricks to be tired!).
    Resourceful woman can... Sorry, but resourceful woman finds someone who will turn her locker, nail pockets, and screwed the bulb. The rest of the women learned the same, but have to handle it on their own... Nowadays the another dress isn't life target of woman, since WE CAN BUY IT BY OURSELVES...

 Following this path, the women don't need a man!

   They can fulfil theirs dreams and desires, they learn fast, have hobbies, rise children, cook meals, clean house and also they can get the satisfy themselves...

    But something feels so empty and quiet ...
    Gentlemen, to not marginalize your merits and advantages ... You are needed, because with you is wrong, but without you even worse! Here ends my sad discourse, which probably is not very substantial... 
 
     Anyway, here I appeal only for some understending for your ladies and I wish you could show them how important they are to you.
Because if all the women were so vicious, as I do, there is some odds that menkind would become extinct, because even a woman can't conceive a child herself!

    Therefore, for the sake of our species and contrariwise galloping principles of radical feminism let's have children! So reproduce!
-But not too fast ;)

9.3.13

First fall - egoistic wish of being able to select standing on my own



     Dziś po raz pierwszy spojrzałam z dystansem na swoje plany... Nie mam wątpliwości ku temu, czy dam sobie radę w całkiem obcym kraju, zupełnie innej rzeczywistości, wrzucona w wir oczekiwań i z każdej strony przygniatana odmiennością kultury. Nie, nie przerażało mnie to... Dopiero dzisiaj, kiedy smętnie mieszając łyżką w jogurcie czytałam te cholerne eseje o szarości życia opartego na kanwie konfucjanizmu, zrozumiałam że boję się niemożności przeforsowania moich pewnych granic...

    Nigdy moim priorytetem nie było małżeństwo, bajki o książętach nigdy mnie nie wzruszały, dozgonną miłość dawno schowałam pod poduszką, w białej sukni mi nie do twarzy, nie jestem gołębiem, żeby mnie obrączkować! 
Sprawy sercowe odsuwam na dalszy plan. W tej chwili są mi nie potrzebne... W tej konkretnej chwili, kiedy dobrze mi ze samą sobą, z moją szczelną prywatnością i trudną, rozchwianą osobowością. Tak jest dobrze. Jednak nie umiem przewidzieć, czy nie zmieni się moje widzimisię...

     Generalnie do spraw związków podchodzę z dużym dystansem. Nie lubię brać odpowiedzialności za uczucia drugiego człowieka, nie umiem poświęcić swoich codziennych rytuałów i przekonań, nie chcę iść na kompromisy, bo musi być po mojemu. Teoretycznie koreańska formuła 'małżeństwa', w którym 'mąż' tak na prawdę nie ma racji bytu, bo jego egzystencja sprowadza się do wypruwania żył w korporacyjnym kieracie/ zalewania się w trupa z korporacyjną bracią jest wygodne. Mężczyzna, którego widzi się tylko jako chodzący portfel utrzymujący rodzinę, którego nigdy nie ma w domu, Kobieta - byt potrzebny (zupełnie jak w starożytnej Grecji) do zarządzania i utrzymywania w ryzach ogniska domowego, wychowywania dzieci, uszczęśliwiania teściowej. Fasadowe szczęście, fasadowa rodzina, piękne kłamstwo wyhodowane przez system...

    Tylko w pewnym momencie cała piękna konstrukcja upada, kiedy marudząca żona nie jest opoką dla wiecznie pijanego męża, a rozwrzeszczane dzieci, (które przecież są błogosławieństwem) wyrastają pośród zgorzknienia i wzajemnych pretensji. Nagłe zdziwienie, bo okazuje się że wygodne mieszkanie, stała praca i góra pieniędzy nie spełniają oczekiwań... 


   Co prawda mój liberalizm gryzie się z tym zmurszałym pesudopoglądem, który teraz wygłoszę, ale wierzę, że jeśli ludzie decydują się z jakiś względów na bycie razem, to między nimi musi być czułość, chęć zrozumienia i partnerstwo, bo w innym wypadku dom zamienia się w pole wojny, gdzie jedno unika drugiego; więc po co w ogóle się wiązać?
Przyznaję, że do najcieplejszych osób nie należę, ale chyba naturalnym jest, że łudzę się iż znajdę kiedyś kogoś, kto wytrzyma ze mną i będzie chciał być moim stałym partnerem. Dlatego panicznie boję się braku wyboru, paraliżuje mnie wizja, że mój mały kontrolowany chaos, moja samotnicza egzystencja mogłaby przestać być tak na prawdę moją, a stać się tą narzuconą...

Na zakończenie, piosenka, która nijak ma się do tego pesymistycznego wpisu:

>klik< It's Over


 
 Today, for the first time I looked from a distance on my plans ... I have no doubt to the fact that I can handle it in a foreign country, a much different reality, thrown into the vortex of expectations and the difference of each side crushes by culture. No, I wasn't scared at all... Until today, when sadly stirring spoon in yoghurt I read the damn essays on gray canvas of life based on Confucianism, I realized that I am afraid of my inability to push some of mine boundaries ...


  Marriage was never my priority, fairy tales
about princes never have moved me, undying love I've hidden undet the pillow, whit dress never appears to fit me and I'm not god damn pigeon to be ring bonded...

  I don't really care about love and courtships. It's useless at the moment...
At this particular moment, when I'm okay with myself, with my tight privacy and difficult, kind a freaky personality. However, I can not predict whether or not change my whim...


  Generally, I go for the relationships with a large distance. I do not like to take responsibility for the feelings of others, I can not devote my daily rituals and beliefs, I do not want to compromise, every single thing must be done my way.

   Theoretically, Korean formula of 'marriage', in which 'man' dosen't really exist, because he's existence is reduced to overwork in the corporate treadmill / wasting in the dead with co-workers. The man, who seems to be only as wallet, with necessity to maintain a family, which is never at home, and the woman - being needed (just like in ancient Greece) to manage and keep a tight rein on home, raising children, and amusing a mother-in-low. A facade happiness, facade family, a beautiful lie produced by the system...    Until at one point the whole structure collapses... Dawdling wife turns out as not a bedrock for
for ever drunken husband, screaming children, (which are told to be a blessing) grow in the midst of mutual bitterness and blaming, and omnipresent anger.
Sudden surprise, because it turns out that a comfortable house, a steady job and a great amount of money do not meet expectations...


   It is true that my liberalism argue with my following voice (which is now giving),
but I believe that if people decide for some reason to be together, they have to care about others,
to understand the partnership, because otherwise the house turns into a field of war, where one avoids the other, which make no sens...


   I admit that I don't belong to the most warm people on the world, but I think it is natural that I'd like to find someone who stands with me and will wants to be my constant partner. So Im
terribly afraid of the lack of choice, the vision of my little controlled chaos, my solitary existence would cease to be a really mine but not from choice, but a impose - paralyzes me! Im not sure if I could deal with it...